Photos and words by Krzysztof Jędrzejak
Surfers Jakub Kuzia and Krzysztof Sikora
TŁUSTY CZWARTEK
Czwartek 15 października 2020 z pewnością przejdzie do historii jako tłusty. Nie zamierzamy jednak przez resztę jesieni i zimy pościć. To była jedna z mocniejszych i lepszych prognoz w tym roku. Całą środę wiał huraganowy wiatr z północnego wschodu. Na wieczór bojka w Lubiatowie pokazywała 3,5 metra fali na ponad 11 sekundowym okresie. W środku nocy miało wydarzyć się to, na co zawsze mocno liczymy. Miał siąść wiatr i obrócić do południowych kierunków. Sytuacja wręcz wymarzona. Wierzyliśmy, że przez resztę nocy fale zdążą się poukładać i na wschód słońca Bałtyk będzie gotowy podarować nam swoje największe skarby. Tym razem postanowiliśmy porzucić rutynę i oddać się trochę bałtyckiej przygodzie.
Wybraliśmy spot, na którym byliśmy wcześniej tylko raz i to przy zupełnie innych warunkach. Zauważyliśmy tam ogromny potencjał na konkretne i otwarte barrele, a do tego break dźwigał dużą ilość rozkołysu. Jedynym minusem tego miejsca był dość słaby dostęp i konieczność przewalenia na nogach ze sprzętem kilku kilometrów. Najlepsze momenty na bałtyckiego surfa trwają ekstremalnie krótko i łatwo je przegapić. Wiedzieliśmy, że nawet jeśli się pomylimy, zmiana lokalizacji zajmie tak dużo czasu, że całą misję chuj strzeli. Zaryzykowaliśmy! Ustawiliśmy się z Kubą Kuzią i Krzyśkiem Sikorą, że koło 6 rano ruszymy piechotą po ciemku na spot. Gdy stanęliśmy na plaży, przywitał nas zjawiskowy wschód słońca i trzask łamiących się fal. Na pierwszy rzut oka warunki wyglądały na bardzo wymagające i nieoczywiste. Blisko godzinę poświęciliśmy na budowanie strategii i szukanie peaku, który byłby w miarę powtarzalny, a fala otwarta. W końcu się udało. Chłopaki dobrze rozgrzani pobiegli w stronę wody, a ja zostałem z aparatem na brzegu. Szczena mi opadła, kiedy przez teleobiektyw zobaczyłem pierwsze dropy. Surferzy lecieli z tłustym lipem 2 metry w dół. Czekoladowe ściany wody były masywne, a przestrzeń w ich środku dawała szansę na zaliczenie konkretnej tuby.
Od początku byłem przebrany w piankę i gotowy, żeby nałożyć płetwy i ustrzelić też coś z wody. Wiedziałem, że warunki są trudne. Szczerze mówiąc, to nigdy wcześniej nie wchodziłem z aparatem do Bałtyku w taki dzień. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym jednak nie spróbował tylko stał jak pizda. Pokonanie silnego przyboju dało w kość, ale w końcu dotarłem do miejsca, gdzie łamały się fale. Widoki z tej perspektywy były niesamowite. Momentalnie przestałem się dziwić, czemu po każdym większym secie chłopaki drą japę. Sam zacząłem to robić, widząc z bliska jak grubo Bałtyk zapodaje. Niestety, w wodzie zbytnio nie poszalałem. Bardzo nastawiałem się na zrobienie z bliska zdjęcia w tubie, ale przemieszczające się peaki i prąd sprawiły, że nie mogłem się odpowiednio ustawić. Większość czasu walczyłem, żeby nie zostać zmiecionym w stronę brzegu. Do tego, jak to na Bałtuniu, warunki powoli zaczęły się zmieniać. Wiatr odkręcił do cross, przybrał na sile i zaczął deformować lip fali. Zdecydowaliśmy, że styka i wychodzimy na brzeg. To, co najlepsze, było już chyba za nami. Pamiętam, że do twarzy cały czas kleił nam się banan. Mieliśmy poczucie dobrze wykonanej misji. Pozostało tylko pozbierać wszystkie graty, ostatni raz spojrzeć na syto rozbujane morze i ruszyć z powrotem. To była długa i męcząca droga. Mieliśmy dużo czasu na pierwsze analizy wydarzeń tego pięknego poranka.
Sesja z tłustego czwartku zdecydowanie zapisała się w kronikach i po raz kolejny pokazała, że mamy na Bałtyku jeszcze dużo do odkrycia.
Kto nie ryzykuje, ten nie posmakuje bałtyckiego pączka z czekoladą.
FAT THURSDAY
Thursday, October 15, 2020 will surely go down in history as a fat one. However, we are not going to fast for the rest of the fall and winter. It was one of the stronger and better forecasts this year. A northeast hurricane wind blew all Wednesday. In the evening, the buoy in Lubiatów showed 3.5 meters of wave over an 11-second period. In the middle of the night, what we always count on was going to happen. The wind was supposed to come down and turn southwards. The situation is just perfect. We believed that for the rest of the night the waves would sort themselves out and at sunrise the Baltic would be ready to give us its greatest treasures. This time we decided to abandon the routine and devote ourselves to a Baltic adventure.
We chose a spot that we had been to only once before and under completely different conditions. We noticed a huge potential for big and open barrels there, and the break carried a lot of swell. The best moments in the Baltic surf are extremely short and easy to miss. We knew that even if we got it wrong, the relocation would take so long that the entire mission would be fucked up. We took a risk! We set up with Kuba Kuzia and Krzysiek Sikora that around 6 am we would go on foot in the dark to the spot. When we stood on the beach, we were greeted by a phenomenal sunrise and the crackle of breaking waves. At first glance, the conditions looked very demanding and not so obvious. We spent almost an hour building a strategy and looking for a peak that would be relatively repeatable and open-wave. Finally succeeded. The guys, well warmed up, ran towards the water, and I was left with the camera on the shore. I was completely floored when I saw the first drops through the telephoto lens. The surfers flew 2 meters down with the fat lip. The chocolate walls of the water were massive, and the space inside gave a chance to pass a specific tube.
From the start I was dressed in wetsuit and ready to put on my fins and shoot something out of the water as well. I knew the conditions were difficult. Honestly, I have never entered the Baltic Sea with my camera on a day like this. I wouldn’t forgive myself if I hadn’t tried but just stood there like a cunt. It wasn’t easy to beat the tidal wave, but finally I got to the place where the waves broke. The views from this perspective were amazing. Immediately I stopped wondering why the guys were screaming after each bigger set. I started doing it myself, seeing how hard the Baltic was pumping. Unfortunately, I didn’t go crazy in the water. I am very focused on taking a close-up photo in the tube, but the moving horns and the current made it impossible for me to position myself properly. Most of the time I struggled not to be swept towards the shore. In addition, as in the Baltic Sea, the conditions slowly began to change.The wind turned to cross, grew stronger and began to deform the lip of wave. We decided that it touches and we go ashore. The best was probably behind us. I remember that we had a banana smile sticking to our face all the time. We felt a mission well done. The only thing left to do was pick up all your lumber, one last look at the full swing of the sea and set off back. It was a long and tiring journey. We had a lot of time to analyze this phenomenon for the first time this beautiful morning.
The session on fat Thursday definitely entered the chronicles and showed once again that we still have a lot to discover in the Baltic Sea.
Those who do not risk will not taste the Baltic chocolate donut.